A A A A

Czas na kulturę

GEN HIPOKRYZJI - Wywiad z GRZEGORZEM JARZYNĄ

Grzegorz Jarzyna, reżyser i dyrektor TR Warszawa: Żyjemy w systemie opartym na strachu i zniewoleniu. Jego istotą jest komercyjna eksploatacja konsumentów. Dzięki teatrowi możemy się z niego „wylogować”.

Jak admiralski okręt wśród kajaków i kutrów

Wywiad z Janem Englertem, dyrektorem artystycznym Teatru Narodowego

Kultura nadaje sens życiu

Wywiad z Elżbietą Dzikowską - podróżniczką, historykiem sztuki, sinologiem, reżyserem i autorką programów tv i radiowych

Archiwum

Czekamy na Twoje pomysły!

verification code

Mieszkamy w Wawrze, w jego pięknych, zielonych dzielnicach, a czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tutaj kiedyś było. A była piękna kraina zwana Urzeczem, trochę baśniowa, bo już jej prawie nie ma.


Inny świat - Urzecze

INNY ŚWIAT - URZECZE

Mieszkamy w Wawrze, w jego pięknych, zielonych dzielnicach, a czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tutaj kiedyś było. A była piękna kraina zwana Urzeczem, trochę baśniowa, bo już jej prawie nie ma. Na szczęście jej dzieje i bogactwo kulturowe jest przedmiotem skrupulatnych studiów naukowych – oto wielbiciel i znawca kultury Urzecza: dr Łukasz Maurycy Stanaszek. Ma wiele do powiedzenia.

WCK: Są już organizowane od jakiegoś czasu ciekawe wydarzenia, na których świętuje się kulturę Urzecza. W zeszłą niedzielę był na przykład „Piknik nad Wisłą” Ale wielu z nas nie wie, co to takiego to Urzecze i gdzie ono właściwie jest.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Urzecze – gwarowo zwane Łurzycem - to taki nadwiślański pas, dawne tereny zalewowe Wisły, ciągnący się na długości mniej więcej 40 kilometrów. Na południu sięga dawnych ujść Pilicy i Wilgi, a na północy dochodzi po lewej stronie Wisły do dawnego ujścia Wilanówki, a więc do okolic Augustówki i Siekierek, czyli dzisiejszego Mokotowa. Z drugiej strony Wisły dochodzi mniej więcej do odcięcia się dawnej łachy wiślanej od stałego lądu, czyli do okolic Saskiej Kępy i dawnej przeprawy na Grochów. Na całym swoim odcinku pas ten ma szerokość około 5 kilometrów. Jak pisano w połowie XIX wieku „W tym powiślanym kraiku lud odróżnia się od innych okolic mową, ubraniem, zwyczajami, a nawet sposobem uprawy ziemi”...

WCK: Kraiku? Czyli to niewielka raczej kraina.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: To obszar etnograficzny bardzo silnie związany z Warszawą, z rynkiem warszawskim. Ja w swojej książce („Nadwiślańskie Urzecze”. Łukasz Maurycy Stanaszek – przyp. redakcji) używam nazwy mikroregion etnograficzny, ale inni etnografowie uważają, że nie jest on znowu tak mały i można śmiało mówić tu o regionie etnograficznym. Ten pas jest rzeczywiście spory.

WCK: A jak on powstał, w sensie kulturowym?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Zawsze, aby wykształcił się jakiś region etnograficzny, muszą zaistnieć w danym miejscu i czasie pewne specyficzne zjawiska społeczno-kulturowe stojące w opozycji do zwyczajów ludności sąsiedniej. Na Urzeczu coś takiego zaistniało w początkach XVII stulecia. Przybyli osadnicy olęderscy zmieniając krajobraz kulturowy tych ziem, do tego doszli flisacy zwani tu orylami, a bliskość Warszawy i spławnej rzeki zapewniła całemu regionowi pomyślny rozwój...

WCK: To w średniowieczu co tam było? Chaszcze?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Tak, właśnie tak wtedy określano te tereny. Z źródłach pisanych są opisy, że właściciele okolicznych dóbr wpuszczali pierwszych osadników na „pustki” albo „zarośla”. Chodziło oczywiście wyłącznie o kępy wiślane i tereny pasa zalewowego Wisły, gdyż wsie położone nieco dalej od Wisły istniały tu już od średniowiecza.

WCK: To wcześniej się nie dało tych „urzecznych” terenów zasiedlić?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Wiemy, że były liczne próby zasiedlania tych ziem chłopami pańszczyźnianymi. Ale przychodziła powódź i ci chłopi - będąc nieobeznanymi z technikami gospodarowania na terenach zalewowych - uciekali na bezpieczne „górne pola”. Po prostu nie dawali sobie rady.

WCK: I „wynaleziono” olędrów, tajemniczych ludzi.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Olędrzy to grupa gospodarcza a nie etniczna, choć rzeczywiście pierwsi osadnicy wywodzili się z Fryzji i Niderlandów (obecne tereny Niemiec, Danii, Holandii i Luksemburga). Mennonici – bo o nich mowa – to pacyfistycznie nastawieni do świata ludzie, zamożni i pracowici gospodarze, którzy słynęli ze znakomitych umiejętności melioracji terenu i wysokiej kultury rolnej. Od pokoleń „wydzierali” oni ziemie morzu pod uprawy i osadnictwo. W XVI w. przybyli oni na tereny polskich Żuław uciekając przed poreformacyjnymi prześladowaniami religijnymi. Z czasem zasymilowani się z miejscową ludnością, która chętnie przejmowała ich znakomite umiejętności „radzenia sobie” na terenach zalewowych. W kolejnych stuleciach „olędrzy” byli to już zatem ludzie ukształtowani na gruncie polskim, słowiańskim, a nie tylko przybysze z obcych stron.

WCK: Więc ci olędrzy, to nie tylko dawni Holendrzy?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Tak. Pośród nich jest wielu rdzennych Polaków, Pomorzan, Kaszubów, Kujawiaków, Kociewiaków czy Warmiaków, których wspólnym mianownikiem była wysoka kultura rolna, umiejętność melioracji i stosunek do feudalnego pana (kontrakty, czynsze, dzierżawa ziemi).

WCK: Musieli być niezwykłego hartu ducha ludźmi.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Bardzo dużego hartu ducha i specyficznych cech osobowych kształtowanych przez pokolenia; nie mogli się bać wody, musieli być silni psychicznie. To było bardzo wyraźnie widać, gdy zdarzały się małżeństwa mieszane między Łurzycankami, a mężczyznami z „górnych pól” przybywającymi na Urzecze – kiedy to „gospodarowano nierzadko do pierwszej wody”, czyli powodzi, a później wracano do swoich, nie dając sobie psychicznie rady...

WCK: To marne było takie życie.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Wręcz przeciwnie, powodzie były wręcz pożądane przez osadników, którzy umieli się do nich przygotować i je przetrwać. Przynosiły im bowiem „namuł”, czyli żyzną ziemię – słynną madę wiślaną. Tutaj potem wszystko „samo” rosło, a dochody były nieporównywalne wyższe niż na „piaskach” spoza doliny wiślanej. Stare urzeckie przysłowie mówi w końcu, że „lepiej na Łurzycu na wirzbie niż na Polesiu w izbie”...

WCK: Czyli Urzycanie byli bogaci.

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Wielu z nich tak. Pomagał im znakomity, warszawski rynek zbytu i położenie regionu – czterdzieści kilometrów z biegiem rzeki – czego nie doświadczały tereny nadwiślańskie na północ od Warszawy. Na ósmą rano płynęły zatem na Pragę czy Mariensztat barki z jabłkami, kapustą, burakami i zawsze zdążano na czas. To był bogaty region, majętna i pracowita ludność. Wiadomo, że dochody z urzeckich upraw były od pięciu do dziesięciu razy większe od dochodów gospodarstw z dalszych rejonów.

WCK: Jak ich Warszawiacy postrzegali?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Dziwili się, że są tacy bogaci, mają swoje szykowne stroje, że wesela wystawne wyprawiają. Podziwiali ich za tężyznę fizyczną, mówili „że są silni i ogromni jak dęby”. Uważano ich za upartych i nieco wyniosłych „Maćków z Wilanowa”.

WCK: A co pana urzekło w Urzeczu?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: To piękny region ze swoimi urzekającymi olędersko-orylskimi tradycjami, urozmaicony malowniczą doliną wiślaną przecinającą płaskie i monotonne Mazowsze. Gdy się wjedzie na Urzecze to od razu widać, że się jest w innym świecie, takim „chopinowskim”.

WCK: Chopinowskim?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Parafia Brochów gdzie urodził się Chopin leżała również nad samą Wisłą, gdzie mieszkało mnóstwo olędrów, a krajobraz kulturowy urozmaicały wierzby, tak często kojarzone z naszym wielkim kompozytorem. Uważa się zresztą, że to właśnie olędrzy przywieźli na Mazowsze wierzbę, bo była najbardziej higroskopijna i znakomicie pochłaniała wodę podczas powodzi i podtopień. Pomyślmy o tym czasem słuchając mazurków Chopina...

WCK: Pan jest Łurzycokiem?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Tak, moi przodkowie zamieszkiwali praktycznie wszystkie zakątki Urzecza, w tym także „wawerskiego”, wywodząc się z zarówno z dawnej ludności mazowieckiej, osadników olęderskich, jak i flisaków. Stanaszkowie czy raczej Stankowie mieszkali od XVII w. na kępie wiślanej pod Górą Kalwarią, dokąd przypłynęli z okolic Grudziądza. Zawsze fascynował mnie etos pracy, który widoczny jest w tym regionie. Tu ludzie nigdy nie mają czasu „na bzdury”, czcze gadanie, praca w sadach czy na polu jest dla nich zawsze ważniejsza. Owa „protestancka” przedsiębiorczość, energiczność i zapobiegliwość to zapewne dziedzictwo po olęderskich przodkach, upatrujących drogi do zbawienia właśnie poprzez pracę.

WCK: Byłby pan dobrym olędrem?

Dr Łukasz Maurycy Stanaszek: Pewnie tak, myślę, że odziedziczyłem sporo genów po przodkach z Urzecza, chociaż z pracowitością bywa różnie. No i lubię wodę, a najlepiej czuję się na basenie. Dziś już tylko tyle zostało potomkom olędrów (śmiech).

Rozm. Michał Wichowski


Data publikacji: 27.05.2015