A A A A

Czas na kulturę

GEN HIPOKRYZJI - Wywiad z GRZEGORZEM JARZYNĄ

Grzegorz Jarzyna, reżyser i dyrektor TR Warszawa: Żyjemy w systemie opartym na strachu i zniewoleniu. Jego istotą jest komercyjna eksploatacja konsumentów. Dzięki teatrowi możemy się z niego „wylogować”.

Jak admiralski okręt wśród kajaków i kutrów

Wywiad z Janem Englertem, dyrektorem artystycznym Teatru Narodowego

Kultura nadaje sens życiu

Wywiad z Elżbietą Dzikowską - podróżniczką, historykiem sztuki, sinologiem, reżyserem i autorką programów tv i radiowych

Archiwum

Czekamy na Twoje pomysły!

verification code

Marek Ławrynowicz ma już wśród czytelników wyrobioną markę. Nie bez powodu, jego książki opisują rzeczywistość z pewnym dystansem, czasem ironią, a nawet groteską. Nazywany jest „polskim Hrabalem”, co pisarze osobiście traktuje jako komplement.


Jak mała dziewczynka z warkoczykami pisarza natchnęła

Wywiad z Markiem Ławrynowiczem

Jak mała dziewczynka z warkoczykami pisarza natchnęła

Marek Ławrynowicz ma już wśród czytelników wyrobioną markę. Nie bez powodu, jego książki opisują rzeczywistość z pewnym dystansem, czasem ironią, a nawet groteską. Nazywany jest „polskim Hrabalem”, co pisarz osobiście traktuje jako komplement. W księgarniach jest już jego najnowsza powieść pt. „Patriotów 41”. Z ostatniej chwili: za tę książkę autor został uhonorowany nagrodą stołecznych księgarzy i bibliotekarzy „Warszawska Premiera Literacka” za styczeń. Uroczystość wręczenia prestiżowej nagrody odbyła się 8. kwietnia w Klubie Księgarza w Warszawie.

WCK: Ukazała się pańska najnowsza książka, powieść p.t. „Patriotów 41”, której zawartość niektórzy krytycy porównują do słynnego serialu telewizyjnego „Dom”.

Marek Ławrynowicz: Ponieważ oba dzieła mają taką samą strukturę, są opowieścią o jednym budynku. Moja książka opowiada o domu, który istnieje naprawdę, rzeczywisty jest też jego adres, on stoi przy ulicy Patriotów i jest nadal zamieszkały. Natomiast – prawdopodobnie z powodu jakichś administracyjnych reorganizacji – pod innym numerem. Gdy ja byłem dzieckiem ten dom nosił numer 41.

WCK: A teraz jaki to numer?

Marek Ławrynowicz: (śmiech) Tego nigdy nie mówię.

WCK: A skąd pan tak dobrze zna ten dom?

Marek Ławrynowicz: Spędziłem tam dzieciństwo.

WCK: I tam rzeczywiście tak było jak w powieści; powojenne lata, mnóstwo ludzi z różnych stron.

Marek Ławrynowicz: Tak, najróżniejsi ludzie, prawdziwy przekrój społeczeństwa.

WCK: Zatem bohaterowie pana powieści to ludzie, którzy są stworzeni z prawdziwych postaci.

Marek Ławrynowicz: Ogromna większość postaci ma rodowód autentyczny, są zbudowane na podstawie konkretnych ludzi. Z tym, że w niektóre postacie są też wpisane historie jeszcze innych ludzi, no i zdarzenia fikcyjne. Taka mieszanka różnych zdarzeń i zmyśleń . Mówiąc najprościej bohaterowie książki, to nie są dokładnie ci ludzie, których ja znałem, i których obserwowałem.

WCK: A pan też tam jest?

Marek Ławrynowicz: Tak, ale odgrywam bardzo skromną rolę: od czasu do czasu dochodzę do głosu, głównie w partii końcowej książki, w której opisany jest pewien szczególny związek emocjonalny między małym chłopcem, a trochę młodszą od niego dziewczynką. Taka mała dziecięca historia, w jakimś sensie najważniejsza, bo stała się powodem powstania tej książki. Ale nie jest w niej specjalnie wyeksponowana.

WCK: To brzmi intrygująco, co to za historia?

Marek Ławrynowicz: Prawda jest taka: kilka lat temu odezwała się do mnie na portalu Nasza Klasa moja koleżanka z piaskownicy, Jola...

WCK: ... Ta dziewczynka z „Patriotów 41”?

Marek Ławrynowicz: ... Tak. I umówiliśmy się na spotkanie. Ja ją zapamiętałem jako małą dziewczynkę z warkoczykami z kokardami. Przyszła piękna kobieta; smukła, wysoka, wyższa ode mnie o pół głowy.

WCK: I to wzruszające spotkanie po tylu latach dało asumpt do powstania tej powieści?

Marek Ławrynowicz: Gdy Jola się odnalazła, przypomniałem sobie ten dom. Pod wpływem spotkania z nią wspomnienia z dzieciństwa zaczęły powracać. Stanęli mi przed oczami tamci ludzie, tamten budynek, tamto podwórko. I Jola. Zresztą książka jest jej dedykowana.

WCK: Kiedy pan tam mieszkał?

Marek Ławrynowicz: Do trzynastego roku życia, ale bohater mojej książki mieszka do ósmego roku życia. Wyprowadza się wcześniej, ponieważ ja chciałem zamknąć historię na przełomie 1956/57.

WCK: Czyli śmierć Stalina, koniec stalinizmu.

Marek Ławrynowicz: Tak, okres stalinowski i początek odwilży. I tu się opowieść urywa. Urywa się w sposób dosyć mechaniczny, ponieważ bohater po prostu wyprowadza się z tego domu. Nie z własnej woli oczywiście, bo jest dzieckiem i nie ma nic do gadania. Zostaje zabrany ze świata swojego dzieciństwa i przeniesiony gdzie indziej, a sama powieść kończy się epilogiem, w którym bohater i Jola stoją przed tym domem już jako dojrzali ludzie. I myślą sobie co oni stąd wynieśli. Jakie ten dom miał dla nich znaczenie.

WCK: I jakie miał?

Marek Ławrynowicz: Duże, większe niżby się wydawało. To była podstawa bardzo wielu rzeczy; patrzenia na świat, rozumienia świata, oddzielania dobra od zła, oddzielania rzeczy radosnych od tragicznych - tego wszystkiego, co buduje naszą osobowość w dzieciństwie. Teraz już nie ma takich domów, a przynajmniej niewiele zostało, gdzie jest pięć, dziesięć mieszkań i lokatorzy stanowią nieomal jedną rodzinę. Gdzie w razie nagłej sprawy można zostawić dziecko u każdego z sąsiadów, można od każdego pożyczyć parę złotych, albo przysłowiową sól.

WCK: Świat się zmienił.

Marek Ławrynowicz: Tak, teraz mieszkamy albo w domkach, gdzie jesteśmy odgrodzeni płotem od sąsiadów, albo w blokach, gdzie zna się faceta z prawej, panią z lewej, kogoś z sąsiedniej klatki, i z widzenia tego człowieka, który na parkingu stawia swój samochód obok naszego. Tamte mikrospołeczności właśnie przez swoją różnorodność dawały dzieciom z tamtych czasów bardzo dużą wiedzę o życiu.

WCK: Krótko mówiąc, napisał pan książkę o świecie, który pana ukształtował?

Marek Ławrynowicz: Tam jest takie zdanie „Ja jestem cały z nich”. W dobrym i złym, w ich kompleksach i w ich zaletach, w ich odwadze i w ich słabościach, w ich nieśmiałości i w chwilach szaleństwa.

WCK: Napisanie książki o takich emocjach musiało pana pewnie kosztować dużo wysiłku!

Marek Ławrynowicz: Wręcz przeciwnie. Ja tych wszystkich ludzi lubiłem, a jeszcze bardziej ich lubię jako moje postacie literackie, bo upływ czasu łagodzi wiele rzeczy.

WCK: Jak by pan nazwał swoją książkę, rozliczeniem z dzieciństwem, rozliczeniem z przeszłości, a może jeszcze inaczej?

Marek Ławrynowicz: To jest książka o praktycznym patriotyzmie, o ludziach, którzy nie używają wielkich słów, ale mają mocny system wartości. Zresztą tak było w stalinizmie, choć mało kto już to pamięta. Gdy zaczynał się stalinizm, polskie społeczeństwo miało świadomość ukształtowaną przed wojną i w czasie okupacji. Nie byli w stanie bronić się fizycznie przed represjami, natomiast starali się bronić mentalnie, duchowo. I to jest ten inny rodzaj patriotyzmu, mniej hałaśliwy, taki „trwamy przy swoim, nie dajemy się”. 

WCK: Czyli książka o cichych patriotach?

Marek Ławrynowicz: Książka o zwykłych ludziach. Jak zwykle zresztą, bo ja zawsze piszę o zwykłych ludziach.

WCK: Dziękuję za rozmowę.

Rozm. Michał Wichowski


Data publikacji: 10.04.2015